Dziennikarstwo na poważnie i z przymrużeniem oka. Strona adresowana do wszystkich zainteresowanych tematyką szeroko pojętego bezpieczeństwa i kreowania właściwych zachowań społecznych. Znajdzie się tu też miejsce dla osób poszukujących ciekawych newsów i porad dotyczących cyberbezpieczeństwa. Skupiam się głównie na phishingu, złośliwym oprogramowaniu, wycieku danych, podatnościach oraz ciekawostkach ze świata cybersecurity.

Cyberbezpieczeństwo na co dzień - bo najsłabszym ogniwem jest człowiek

Cyberbezpieczeństwo kobiecym okiem - tygodniowy przegląd newsów

Lista filmów o podróżach w czasie

sobota, 9 września 2017


Większość wypadków z udziałem motocykli powodują kierowcy samochodów, fakt. Jednak motocykliści często są w stanie przewidzieć zagrożenie i wyjść bez szwanku z niebezpiecznej sytuacji, kolejny fakt. Nie wszystko zależy więc od szczęścia. Ważna jest spostrzegawczość, koncentracja i prawidłowa ocena zachowania kierowcy. Twoje życie i zdrowie zależy od tego czy jesteś w stanie przewidzieć i odpowiednio szybko zareagować na niebezpieczne sytuacje. Jakich zachowań może spodziewać się motocyklista? To zależy z jakim typem kierowcy mamy do czynienia: neutralnym, życzliwym czy agresywnym.

Typ neutralny - motocykle są mu zupełnie obojętne. Kierowcy neutralni ani nie ułatwiają ani specjalnie nie utrudniają nam jazdy. 
Zagrożenie stwarzają wówczas, gdy zbyt niefrasobliwie podchodzą do tego, co dzieje się na drodze. Nie patrzą w lusterka przy zmianie pasa ruchu; kierunkowskazu nie włączają wcale bądź włączają, ale zbyt późno;  przez roztargnienie lub nieuwagę wymuszają pierwszeństwo, a czasem się zagapią i zajadą nam drogę. Oczywiście wszystko nieumyślnie. Najczęściej tłumaczą się, że nie widzieli motocykla albo że wydawało im się, że zdążą przejechać i po prostu źle ocenili prędkość pojazdu. To najczęściej spotykany typ na polskich drogach. Jego najgorsza odmiana to niedzielny kierowca.

Typ życzliwy - sympatyk motocykli i motocyklistów. Najczęściej sam jest szczęśliwym posiadaczem 2oo bądź ma taką osobę w rodzinie lub w gronie przyjaciół. Może to być też osoba uświadomiona np. poprzez kampanie społeczne bądź popularne filmy na YouTube z zakresu bezpiecznej jazdy na motocyklu.
To dobra dusza, która ułatwia motocykliście przejazd np. robiąc mu miejsce podczas jazdy w korku (pamiętaj, żeby zawsze podziękować za taki gest!).


Typ agresywny - to typ kierowcy, który szczerze nienawidzi motocyklistów. Jest złośliwy, bezmyślny i arogancki. Stwarza śmiertelnie niebezpieczne sytuacje, często trudne do przewidzenia. Najlepiej omijać go szerokim łukiem!
Już sam widok motocykla podnosi mu adrenalinę i budzi negatywne emocje. Często wbrew zdrowemu rozsądkowi, typ agresywny zajeżdża motocykliście drogę, gwałtownie przed nim hamuje, a nawet spycha z pasa. Natomiast podczas stania w korku potrafi tak się ustawić, by motocykl nie mógł przejechać. Kieruje się zasadą, że "skoro ja muszę stać, niech durny dawca organów też stoi". Nie wiadomo co sprawiło, że kierowca stał się typem agresywnym. Może to zwykła zazdrość albo czysta ludzka złośliwość? A może konsekwencja jakiegoś wydarzenia z przeszłości? Może ktoś mu urwał lusterko? Przecież wśród motocyklistów też są bezmyślni ludzie, którzy zachowują się jakby czegoś im brakowało. W każdym razie lepiej nie zadzierać z typem agresywnym i po prostu zjechać mu z drogi. Tych kierowców na szczęście jest mało, lecz wystarczy tylko jeden na drodze, by zmienić nasze życie w piekło.

      Dla własnego bezpieczeństwa lepiej mieć ograniczone zaufanie do innych użytkowników dróg, bo nigdy nie wiadomo jaki typ kierowcy nam się trafi. Najlepiej więc nie ufać nikomu i zakładać, że wszyscy kierowcy to typy niefrasobliwie neutralne. Lepiej być zbyt ostrożnym niż zbyt martwym...
LwG!





sobota, 26 sierpnia 2017

Przychodzisz do domu i serce zamiera Ci w piersi. Otwarte drzwi, wyłamany zamek, wybite okno, a w mieszkaniu armagedon. Stało się! Padłeś ofiarą włamywaczy. Okradli Cię z pieniędzy, biżuterii, elektroniki i innego wartościowego sprzętu, na który tak ciężko pracowałeś. Jeszcze nie wierzysz, że to się stało. Targają Tobą sprzeczne i bardzo silne emocje. Najgorzej jednak, gdy okaże się, że złodzieje zabrali rodzinną biżuterię - bezcenny skarb przekazywany z pokolenia na pokolenie. I nagle okaże się, że oprócz kosztowności straciłeś związane z nimi wspomnienia, a co gorsze możliwość kultywowania rodzinnej tradycji... Pierścionek zaręczynowy prababki, który miałeś dać swojej przyszłej żonie, ślubne obrączki dziadków, złoty medalion od chrzestnej, srebrny kieszonkowy zegarek przekazywany z ojca na syna czy też prezent ślubny babci - złote carskie ruble. Wszystko przepadło...
      Nie masz zdjęć, certyfikatu ani dowodu zakupu. Podałeś policji opis skradzionych przedmiotów, jednak Twoja pamięć fotograficzna nie jest najlepsza. Z wyceną też nie poszło najlepiej: nie wiesz czy złoty medalion miał 9 czy 14 karatów, ani jaki kamień szlachetny zdobił pierścionek zaręczynowy Twojej prababki. Jesteś wściekły na swoją ignorancję i niezapobiegliwość. Gdybyś tylko mógł cofnąć się w czasie...
STOP!
      Koniec biadolenia. Może i nie uda Ci się zapobiec samej kradzieży, ale możesz zrobić coś, dzięki czemu będziesz miał szansę odzyskać swoje dobra materialne. Dlatego teraz odpowiem na jedno, ale za to niezwykle ważne pytanie:

Co zrobić, by zwiększyć swoje szanse na odzyskanie skradzionego przedmiotu?

      Odpowiedź jest banalnie prosta: zdjęcia. Musisz zrobić zdjęcia wszystkich swoich najcenniejszych rzeczy. Pamiętaj, by podczas przygotowywania dokumentacji fotograficznej skupić się na detalach.  Zrób zbliżenie na charakterystyczne rysy, które pozwolą rozpoznać dany przedmiot wśród tysiąca podobnych (zwłaszcza jeśli chodzi o obrączki, łańcuszki i tego typu przedmioty, które trudno od siebie odróżnić na pierwszy rzut oka). Tak naprawdę, każdy przedmiot jest jedyny w swoim rodzaju, o ile poświęci się mu wystarczająco dużo uwagi.
      Po zrobieniu zdjęć, skup się na jak najbardziej szczegółowym i fachowym opisie przedmiotów. Wykorzystaj do tego dane z certyfikatów, instrukcji obsługi, opakowań, dowodów zakupu, a jeśli nie posiadasz żadnego z powyższych z pomocą przyjdzie Ci internet i dobra lupa. Jeśli przedmiot posiada numer seryjny koniecznie go zapisz bądź zrób zdjęcie. Natomiast jeśli chodzi o precjoza to warto skorzystać z pomocy rzeczoznawcy, który wystawi certyfikat i podejmie się wyceny. Być może okaże się, że posiadasz niezwykle cenny egzemplarz, który wymaga szczególnej opieki i dodatkowych zabezpieczeń przed złodziejami?
      Gdy Twój folder będzie zawierał zarówno zdjęcia jak i opisy, wówczas zgraj go na dwa dowolne nośniki danych, które przeznaczysz tylko do tego celu (nie zapomnij potem usunąć danych z komputera). Następnie dobrze się zastanów, gdzie je schowasz (pamiętaj by nie trzymać w tym samym miejscu biżuterii, certyfikatów i nośnika danych!). Jedną kopię ukryj w jakimś mało podejrzanym miejscu u siebie w domu, drugą zaś u rodziców, dziadków, rodzeństwa lub u bardzo zaufanych przyjaciół. Odradzam natomiast powierzanie tak ważnej dokumentacji znajomym. To musi być osoba zaufana, co do której masz pewność, że zależy jej na Twoim szczęściu i która pod wpływem alkoholu nie wygada się o Twoich kosztownościach.

Pamiętaj, by nie chwalić się swoim bogactwem

      Im mniej osób będzie wiedziało co masz w domu, tym lepiej dla Ciebie. Nie chwal się swoim bogactwem, nigdy nie wiesz kto Cię słucha i obserwuje. Niestety, żyjemy w takich czasach, w których nikomu nie można ufać. Co więcej, niewiele osób potrafi się szczerze cieszyć z czyjegoś sukcesu, zwłaszcza jeśli ten sukces ma aspekt czysto materialny. Jesteśmy narodem wyjątkowo zawistnym, jeśli chodzi o kwestie finansowe, dlatego uważaj co mówisz, do kogo i gdzie. Nie wiesz do kogo później trafi ta informacja i jak ją wykorzysta. Pamiętaj: przezorny zawsze ubezpieczony.

Jeśli jesteś w stanie przedstawić policji pełną dokumentację skradzionych przedmiotów to:

Po pierwsze - jesteś wiarygodny. Bo niby jak chcesz udowodnić, że faktycznie coś Ci zginęło? Policja wierzy Ci na słowo, bo nie ma innego wyjścia. Do tego co mówisz musi jednak podchodzić sceptycznie i brać pod uwagę to, że próbujesz wykorzystać sytuację z powodu, no właśnie, braku dowodów.
Po drugie - usprawniasz działanie policji. Nie będą tracić czasu na wizualizację skradzionych przedmiotów. A im szybciej zaczną działać, tym lepiej dla Ciebie. Zwłaszcza jeśli chodzi o biżuterię, która w większości przypadków od razu trafia na przetop - by temu zapobiec trzeba działać szybko i sprawnie.
Po trzecie - łatwiej będzie rozpoznać Twoją własność. Jeśli Twoja biżuteria odnajdzie się u jubilera, w lombardzie, na aukcjach internetowych czy na targach staroci - nikt nie będzie miał wątpliwości, że jesteś jej prawowitym właścicielem.


Grafika: Obraz OpenClipart-Vectors z Pixabay
Zdjęcie: Obraz nile z Pixabay




sobota, 8 lipca 2017

"Staram się rozmawiać z ludźmi w sposób bezpośredni, nie robię niczego podstępem, chcę im pomóc, a nie pogrążyć" - mówi fotograf Tadeusz Późniak

     Tadeusz Późniak z wykształcenia dziennikarz, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, od ponad 35 lat jest fotoreporterem tygodnika "Polityka". Wieloletni członek Związku Polskich Artystów Fotografików, kilkukrotny laureat konkursów fotograficznych. Specjalista w portrecie prasowym, który hobbystycznie zajmuje się fotografią turystyczną. 

Jak fotoreporter radzi sobie z uzyskaniem zezwolenia na publikację zdjęcia?

     Ostatnio popadliśmy, mówiąc kolokwialnie, w lekką paranoję. Ponieważ żąda się w sytuacjach trudnych, czyli poza rozmową oficjalną, aby od osoby którą fotografuję uzyskać pisemną zgodę na publikację. W redakcji mamy nawet gotowe druki, na których "model" ma się tylko podpisać. Jednak, gdy nie dotyczy to osób publicznych, tylko prywatnych to każdy się do tego zniechęca i stara się pozbyć kłopotu jakim w danej chwili jest fotoreporter. W takiej sytuacji osoba prywatna często w ogóle nie pozwala na zrobienie sesji. Dlatego trochę ryzykujemy i nie bierzemy tych oświadczeń na piśmie.

     Kiedyś fotografowałem temat "Wychowanie poprzez sztukę". Zdjęcia robiłem w więzieniach. Udało mi się dostać do naprawdę ciężkiego i pilnie strzeżonego zakładu, gdzie przebywali poważni już recydywiści. Dlaczego wybrałem akurat takie miejsce? Ponieważ tamtejsi więźniowie produkowali tam misie, zabawki na choinkę i inne rzeczy, które zupełnie nie pasowały do ich straszliwego wyglądu i do przestępstw, za które odsiadywali karę. Zrobiłem im zdjęcia, prawie się z nimi zaprzyjaźniłem (bo taki jest mój styl fotografowania), dostałem nawet od nich zabawki dla moich dzieci, na pamiątkę. Myślałem więc, że wszystko jest w porządku.
Ukazało się zdjęcie w "Polityce", a ja po jakimś czasie dostaję wezwanie od prokuratora. Okazało się, że więźniowie oskarżyli mnie o zrobienie im zdjęć bez ich zgody. Co oczywiście jest absurdem, bo dostać się do ciężkiego więzienia, do celi z 4-6 recydywistami i zrobić im zdjęcie bez ich zgody, to oczywiście absurd. I tak też tłumaczyłem się prokuratorowi, który oczywiście umorzył postępowanie.  Miałem jeszcze kilka takich przypadków, ale na szczęście nie było ich dużo. Staram się rozmawiać z ludźmi w sposób bezpośredni, nie robię niczego podstępem, chcę im pomóc, a nie pogrążyć. I to jest chyba złoty środek.   

Czy można założyć, że gdy osoba, którą fotografujemy patrzy na nas i ma świadomość tego, że jest fotografowana to tym samym wyraża zgodę na zrobienie zdjęcia?

      Ktoś może powiedzieć "proszę mnie nie fotografować" to znaczy, że w ogóle nie życzy sobie aktu fotografowania. Taką osobę z reguły nie interesuje co się z tym zdjęciem stanie później i oczywiście ma do tego prawo. To jest pierwszy stopień. Następny to "nie zgadzam się na publikację" albo "a gdzie i do czego chce to pan wykorzystać?", wówczas trzeba wytłumaczyć. No i wtedy ostatecznie otrzymamy zgodę albo i nie. Jest to jednak rzecz do pewnej negocjacji.
     Natomiast są sytuacje w których fotografowanie w miejscach publicznych jest dozwolone: gdy osoby, które się tam pojawiają (mówię o osobach publicznych) przewidują, że będą fotografowane. Jednak jeśli np. pobiegnę za marszałkiem sejmu do toalety i tam będę chciał zrobić mu zdjęcie, to wtedy ta zgoda jest nieważna, ponieważ osoba publiczna stała się w tym momencie osobą prywatną. Osobę publiczną można więc fotografować tylko i wyłącznie w miejscach publicznych, związanych z jej funkcją. Na ulicy, w sklepie, w kawiarni człowiek ten jest już osobą prywatną i należy poprosić o zgodę.

Jak zacząć? 

     Zagadać, uśmiechnąć się, nawiązać do wyjątkowo ładnego oświetlenia czy scenografii. Najpierw pozyskać osobę, potem prosić o zgodę. Fotografia jest sztuką uwodzenia. Mówię to oczywiście w szerokim kontekście, chodzi tu o uwiedzenie w sensie pozyskania sympatii, aprobaty. Ja zdecydowanie wolę reportaż uczestniczący, nie jestem paparazzi. Zaprzyjaźniam się z ludźmi, których chcę sfotografować. Wypiję z nimi piwo i wtedy robią rzeczy, których nigdy by nie zrobili, gdybym ich do siebie nie przekonał.

Czy wystarczy zgoda ustna czy musi być pisemna?

     Teoretycznie redakcja wymaga ode mnie tej drugiej, jednak tylko dwa razy prosiłem o zgodę na papierze. W pozostałych przypadkach albo mam świadków, że taka zgoda została wyrażona albo jest to forma półurzędowa tak jak w przypadku tych więźniów. Wtedy, aby dostać się do celi potrzebowałem najpierw zgody naczelnika więzienia na samo wejście, a potem byłem eskortowany przez strażnika i kilka innych osób, dlatego też uznałem że nie muszę brać od więźniów zgody na piśmie.
     Reasumując, według prawa fotograf powinien otrzymać zgodę na publikację zdjęcia. Jednak jeśli mogę coś doradzić to proponuję starać się o zgodę na końcu, bo człowiek, kiedy ma coś podpisać, aż cały się "jeży". Zachowuje się tak jakbyśmy mu dawali do podpisania jakiś rodzaj cyrografu, myśli, że to może jakiś podstęp albo że ktoś potem niecnie wykorzysta ich zdjęcie. Dlatego o zgodę na publikację prosimy na samym końcu.

Zdjęcie przedstawia pana Tadeusza Późniaka.
Wywiad przeprowadził i zdjęcie wykonał: Scoffer




sobota, 20 maja 2017

Jak rozpoznać czy malarz kiedykolwiek widział prawdziwe gronostajowe futro i czy osoba utrwalona na płótnie była naprawdę bogata czy tylko taką udawała?

Po pierwsze należy wyjaśnić dlaczego płaszcz z gronostaja był elementem ubioru tak pożądanym. Powód był bardzo prosty: futro z gronostaja symbolizowało władzę i bogactwo. Mogła go nosić tylko rodzina królewska, najważniejsi dostojnicy oraz bogata szlachta. Współcześnie noszą go rektorzy wyższych uczelni i to tylko na oficjalnych uroczystościach (coraz częściej jest to jednak sztuczne futro i w dodatku marnie imitujące to prawdziwe - w Polsce gronostaj objęty jest ochroną gatunkową).
Gronostajowe kołnierze były bardzo cenione nie tylko ze względu na fortunę jaką trzeba było wydać, by stać się jego posiadaczem. Futro, oprócz swego niesamowitego śnieżnobiałego koloru, jest bowiem niezwykle ciepłe, dzięki nadzwyczajnej gęstości włosia, a przez swą miękkość i delikatność także bardzo miłe w dotyku. Futro z gronostaja stanowiło więc bardzo praktyczną oznakę społecznego statusu. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że także ci mniej zamożni pragnęli je mieć na własność, nie zważając zupełnie na stan swojego majątku. Utarło się nawet powiedzenie traktujące o tym bogactwie na pokaz: "u góry gronostaje, a u dołu nie staje" (czy też inna wersja: "z przodu gronostaje, a z tyłu nie dostaje").

Po czym poznać czy namalowane futro z gronostaja jest prawdziwe?

Jeśli będziecie zwiedzać muzeum i natraficie na obraz, na którym umieszczono kogoś w futrze z gronostaja to zwróćcie baczną uwagę na to jak jest to namalowane. Jeśli są to tylko czarne plamy (ciapki ja u dalmatyńczyka) czy też czarne kreski na białym tle to nie jest to prawdziwe futro, a malarz nigdy nie widział gronostaja. Futro z gronostaja powinno być bowiem białe z wyraźnie odstającymi czarnymi ogonkami tego stworzenia. Tylko końcówka ogona jest czarna. Łatwo więc policzyć ile gronostajów zostało zabitych, by mogło powstać rzeczone futro. Gronostaj to małe zwierzątko i z tego też względu z jednego gronostaja można uzyskać niewielką ilość futra. Dlatego też futro z gronostaja jest takie drogie - im mniejsze ogonki, tym mniejsze zwierzęta i tym więcej gronostajów zostało zabitych dla uzyskania jednego płaszcza podbitego futrem. Ilość namalowanych ogonków mogła zatem świadczyć o zamożności namalowanej osoby (która zazwyczaj była też zleceniodawcą). Szlachcic niekoniecznie musiał posiadać płaszcz podbity futrem gronostaja, ale jako, że chciał zostać zapamiętany jako osoba dostojna i majętna kazał artyście namalować siebie z takim elementem stroju. Biedny malarz, który nigdy na własne oczy nie widział futra z gronostaja i sugerował się np. innymi obrazami albo był po prostu zbyt leniwy czy też nie miał zdolności artystycznych, malował po prostu czarne plamy zamiast gronostajowych ogonków. Możliwe też, że zależało to od ceny obrazu: przecież nikt nie będzie ślęczał i malował pracochłonnych ogonków, jeśli nie zostanie należycie wynagrodzony. No ale potwierdza to tylko moją teorię o zamożności zamawiającego.

A tak powinno wyglądać poprawnie namalowane futro z gronostaja:



sobota, 25 marca 2017


Zastanawialiście się kiedyś dlaczego wampir pije krew? I dlaczego poprzez ugryzienie/wyssanie krwi zmienia swoją ofiarę w kolejnego krwiopijcę? Schemat ten obecny jest we wszystkich książkach i filmach poświęconym tym jakże uroczym istotom. No cóż, nawet tak ucywilizowane wampiry jak te ze Zmierzchu, chcą nie chcąc są zmuszone co jakiś czas napić się krwi. Z drugiej strony, ciekawe czy Stephenie Meyer uważa że zwierzęta mają duszę? Hmm... skoro jej wampiry mogą żyć dzięki zwierzęcej krwi to chyba tak.

No dobrze, a teraz trochę konkretów: 
Krew jest uznawana za siedzibę życia i duszy, jej świętość sprawia, że należy ona do pokarmów zakazanych. Kolor i temperatura krwi są symbolicznie łączone z ogniem i słońcem, a także z ich życiodajną mocą. Krew jest więc jedynym pożywieniem, którego potrzebują zmarli, ponieważ tylko ona może dać im siłę życiową. Co ciekawe, krew jest również symbolem namiętności i popędu seksualnego. Poprzez ssanie krwi z rany innego człowieka zawierane jest pewnego rodzaju braterstwo. Jako że krew jest również symbolem płodności i potomstwa, wyssanie krwi jest więc pewną formą prokreacji – ofiara i osoba pijąca jej krew stają się dla siebie krewnymi. W ten sposób wampir się rozmnaża: krew jako ekwiwalent spermy sprawia, że podczas wbijania zębów w szyję ofiary (co jest równoznaczne z aktem płciowym) następuje przekazanie genów. Zarażona nimi ofiara przeistacza się w krwiożerczą bestię i tak rodzi się potomek wampira.

Całkiem logiczne, co nie?

Źródło: praca naukowo-badawcza Scoffera

sobota, 7 stycznia 2017


Jak nie prośbą to groźbą

Drodzy mężczyźni, faceci, chłopcy. Powiedzcie, tak z czystej ciekawości: czy naprawdę nie jest Wam głupio siedzieć, gdy nad Wami stoi kobieta? Kiedyś nieustąpienie miejsca kobiecie było czymś nie do pomyślenia, teraz jest to niestety norma. Co się stało z dobrymi manierami? Co ze zwykłym, ludzkim odruchem, co z życzliwością? Nie wierzę, że umarły śmiercią naturalną. Czasami przecież ustępujecie miejsca kobiecie w bardzo widocznej ciąży (co prawda zazwyczaj sama musi się o to upomnieć, ale ważne jest to, że jednak może usiąść na Waszym miejscu) i ewentualnie osobom starszym, ledwo stojącym na własnych nogach. Zasłaniacie się tym, że nie chcecie robić przykrości - bo przecież nie zawsze widać, że kobieta jest w ciąży. A starszy człowiek może się przecież obrazić - bo z pewnością czuje się bardziej sprawny, niż na to wygląda.
Moi drodzy, powiem krótko: jesteście źle wychowani i żadni z Was dżentelmeni. O powiecie zapewne: jest przecież równouprawnienie, same tego chciałyście, albo: jak chcesz usiąść to wystarczy poprosić. W savoir-vivre nie ma czegoś takiego jak równouprawnienie. To że dzisiejsze feministki włażą z buciorami i nie tylko! tam gdzie nikt ich nie zapraszał, to zupełnie inny temat. Jednak już skoro o tym mowa to pragnę zauważyć dwie szalenie ważne rzeczy. Po pierwsze, feministki nie wypowiadają się w imieniu wszystkich kobiet. Po drugie, ich wzięte z kosmosu postulaty są popierane przez naprawdę niewielką ilość dziewczyn - trzeba jednak przyznać, że te nieznośne baby robią wokół siebie mnóstwo szumu... zwłaszcza medialnego. Krzyczą, żeby ich nie bronić przed gwałcicielami (jak dla mnie jest to dostateczny dowód na to, że te jednostki mają kisiel zamiast mózgu), ale żeby tupnąć nogą tam, gdzie prawa kobiet są naprawdę ograniczane lub wręcz nieprzestrzegane (patrz: kraje muzułmańskie) to już nie mają odwagi. Wielkie mi bohaterki. No, ale wracając do głównego wątku - nie każda kobieta ma tyle śmiałości, by poprosić  o ustąpienie jej miejsca. Kobiety to w większości masochistki, które przed całym światem zgrywają twardzielki, by potem mdleć z bólu, gdy nikt nie patrzy. Cierpimy w milczeniu, więc pretensje powinnyśmy mieć do siebie, a nie do facetów, którym trzeba wszystko wykładać łopatologicznie i do tego DUŻYMI LITERAMI (dlaczego więc cały czas mamy nadzieję, że mężczyzna sam się wszystkiego domyśli? O kobieca naiwności...). No ale to temat na oddzielny artykuł.
Tak więc, Drodzy Panowie, najlepiej by było, jakbyście w komunikacji miejskiej z góry zakładali, że każda kobieta obok Was jest antyfeministką i żeby było zabawniej - jest w ciąży. Tak, dokładnie. I wyobraźcie sobie, że nie musicie jej tego mówić, serio! Wystarczy wstać i z uśmiechem powiedzieć "proszę" albo zapytać: "może chciałaby pani usiąść?" Można nawet dodać: "teraz ja postoję za panią". Zupełne szaleństwo! Z tym tekstem wszystkie dziołchy na dzielni są Wasze;) A jak nie będzie chciała usiąść?  To ją zmuście. To sama to powie, a Wy będziecie mieć przynajmniej czyste sumienie. Co więcej, dacie innym naprawdę dobry wzór do naśladowania, a starsi ludzie w tramwaju będą o Was myśleć jak o dobrze wychowanych młodych ludziach i od razu atmosfera w autobusie się poprawi. A kierowca trolejbusa wstanie i zacznie klaskać. Same zalety, no może oprócz tego, że musicie stać. Ale pamiętajcie, szarmancki facet to facet z klasą, a tego nie da się kupić. Farmazony... no widocznie nadeszły takie czasy, że po prostu trzeba je głośno mówić. Może młodzi ludzie ich jeszcze nie znają, kto wie? No to na koniec jeszcze jedna oczywista oczywistość: życzliwość nic nie kosztuje, a sprawia, że świat staje się znośniejszym miejscem do życia.
No chyba, że wolicie być chamami, prostakami i gburami - spoko, macie do tego pełne prawo. Wszystko jednak ma swoje konsekwencje. Karma kiedyś do Was wróci, a wtedy możecie być niemiło zaskoczeni. Zupełnie jak pan w tej reklamie:



Popularne Posty

Translate

Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.